Dobre biuro to nie tylko kompetentni pracownicy,
to przede wszystkim dobry zespół


W rzecznictwie nie chodzi tylko o sprawne komunikowanie i świetne wypadanie w mediach.
Reprezentowanie na zewnątrz musi oznaczać przede wszystkim znajomość firmy i całej branży, w obrębie której funkcjonujemy.
Kiedy wykonywałem zadania rzecznika prasowego, uświadamiałem sobie to, jak ważą się priorytety w jego profesji – jak ważna jest „strategia komunikacyjna” w kontaktach z mediami, a jak wiedza na temat instytucji, którą się reprezentuje, i na temat obszaru życia społecznego, w którym się funkcjonuje. W tej „grze” zawsze wypadałem gorzej, gdy czegoś po prostu nie wiedziałem. Wtedy koleżanka lubiła zwracać się do mnie słowami: „sprzecznik prasowy” (a w wersji mniej przyjemnej – ”niedorzecznik”
). Teraz to wiem: dobry rzecznik to nie tylko osoba dobrze poinformowana (i sprawna w przekazywaniu informacji na zewnątrz), to przede wszystkim równie dobry fachowiec w branży, którą reprezentuje.

Przechodzenie od urzędowania do zarządzania, to przechodzenie na wyższy poziom swoich umiejętności i możliwości.
Ale to także, a nawet przede wszystkim, wygrywanie z czasem!
Kiedy kierowałem uczelnią zrozumiałem kilka ważnych rzeczy. Przede wszystkim jednak nauczyłem się odróżniać „zarządzanie” od „urzędowania”. Wchodząc w te pierwsze role co rusz przekonywałem się, jak ważne jest wykorzystywanie potencjału ludzi, z którymi się współpracuje; tego, do czego są predestynowani i co potrafią wykonywać najlepiej. Uświadamiałem sobie przy tym, jak ważne jest budowanie relacji między nami, a dalej – tworzenie odpowiedniej atmosfery. Zdawałem też sobie sprawę z tego, że to głównie ja, jako szef, jestem za to odpowiedzialny…
Większość projektów, przygotowywanych w wąskich zespołach, obmyślaliśmy pijąc kawę i rozmawiając o swoich dzieciach, zwierzętach bądź przygodach, które nas w życiu spotykały. Podświadomie (albo i całkiem świadomie) szukaliśmy dróg dojścia do siebie, tego, co nas może przybliżyć, a dzięki czemu samo porozumiewanie się i dogadywanie było o wiele łatwiejsze. Zrozumiałem też, że jeśli pracujemy w zespole i odnosimy sukcesy, to wszyscy zasługują na uznanie i wszyscy muszą poczuć się „ojcami” tychże sukcesów.
Zadaję studentom pytania o ich potencjał, a oni uśmiechają się i dziwnie spoglądają na siebie. Dlaczego?
Kiedy dzielę się ze studentami nie tylko wiedzą na dane tematy, ale i swoim zawodowym doświadczeniem (zarówno tym w zakresie rzecznictwa, kierowania zespołem ludzi, jak i w zakresie samej pracy nauczyciela czy wykładowcy), zadaję im jedno fundamentalne pytanie. Jak sądzicie, co w największym stopniu decyduje o tym, że możemy nie tylko świetnie realizować się w takiej czy innej pracy, ale też odnosić w niej jakieś sukcesy (awansować, zdobywać stanowiska, a nawet zdobywać społeczne uznanie)? W takich momentach zapada cisza. Po chwili jednak rodzi się refleksja: o takim spełnieniu, i ewentualnych sukcesach, z pewnością nie przesądzają nasze stopnie i tytuły, a tym samym dyplomy, które jesteśmy w stanie wyłożyć na biurko.A zatem co?